Rozdział 17


Michelle

2 lata później

Dzisiaj mijały dokładnie dwa lata od wyjazdu chłopaków. Przez cały ten czas nie dostałam znaku życia od nich. Nie wiedziałam czy żyją, czy jeszcze się kumplują. Nic, kompletnie nic.
Rok temu wyglądałam jak roślina. Naprawdę. Mało jadłam, mało piłam czy chociażby nie rozmawiałam z ludźmi. Jedyne co się nie zmieniło to palenie. Zawsze gdy czułam, że będę płakać sięgałam po papierosa. Nie wychodziłam na dwór, w całości poświęciłam się nauce. Uczyłam się całymi dniami by nie myśleć o niczym innym. A dokładnie by nie myśleć o nim. Jednak gdy się ściemniało nic nie dało się zrobić. Budziłam się cała zapłakana, wrzeszcząc w środku nocy.

Całe szczęście w tym roku było lepiej. Zaczęłam „normalnie” funkcjonować, a mój tata nie woził mnie po różnych terapeutach, którzy i tak gówno mi pomagali. Niestety mimo wszystko byłam pod kontrolą szkolnego psychologa. Zakończyło się to z dniem wczorajszym, gdyż skończyłam liceum. Na dodatek z bardzo dobrymi ocenami. U Claudii wszystko w jak najlepszym porządku. Praktycznie cały czas mieszkała w tym samym mieszkaniu, pracę miała tą samą. Nic kompletnie się nie zmieniało u niej. Była strasznie przejęta moim stanem, jednak zapewniałam ją, że dam radę. Tylko ma we mnie uwierzyć. I tak też zrobiła. Coraz częściej namawiała mnie do przyjazdu i przyznam, że z każdym dniem coraz bardziej rozważałam jej propozycję. A, jest jeszcze jedna rzecz która się nie zmieniła. Moja gra na gitarze. Cały czas kontynuowałam grę na tym instrumencie mimo to, że wiązały się z nią wspomnienia, które jeszcze odrobinkę bolały. W końcu... minęły dwa lata. Trzeba żyć dalej. Na moje 19 urodziny dostałam od ojca samochód.  Nauczył mnie jeździć i takie tam. Jutro wyprowadzałam się z domu. Tata nie był zadowolony z decyzji jaką podjęłam, ale nie mogłam tu dłużej zostać. Wiedział o tym, dlatego też nie robił mi żadnych awantur. Myślę, że najważniejszy jego warunek spełniłam. Skończyłam szkołę, chyba to tylko dla niego się liczyło najbardziej. Wszystko miałam już spakowane. Ciuchy, książki, płyty, plakaty oraz zdjęcia. Tak, nawet te zdjęcia. Wciąż dla mnie coś znaczyły. Mebli żadnych nie zabierałam, bo Kate chciała wprowadzić się do mojego pokoju. Zawsze o tym marzyła. Tata powiadomił mnie, że co miesiąc będzie przesyłał mi dość sporą sumę na utrzymanie. Jednak kwota którą dostałam teraz do ręki była niesamowicie duża. Wytłumaczył mi, że są to jego oszczędności, a teraz bardziej przydadzą się mi by wynająć mieszkanie i kupić wyposażenie. Dzień minął dość smętnie. Cała moja rodzina była przygnębiona, że ich zostawiam.

Gdy otworzyłam rano oczy pomyślałam „Tak Michelle, to już dzisiaj.” Ostatni raz wzięłam prysznic w tej łazience, oraz ostatni raz jadłam śniadanie i obiad w tej kuchni. O godzinie 14 spakowałam wszystkie kartony oraz gitarę do samochodu. Moja ukochana siostrzyczka przez cały czas płakała. Tak samo ojciec. Ja także nie mogłam powstrzymać łez.
-Trzymaj się kochanie. Pamiętaj, zawsze możesz wrócić, oraz nie zapomnij zadzwonić od czasu do czasu. - szepnął mi do ucha.
-Dobrze tato.- przytuliłam go mocno.
-Michelle… odwiedzę cię kiedyś. Zobaczysz.- Kate próbowała się jakoś uśmiechnąć, jednak nie udało jej się to zbytnio.
-Spoko, tylko wcześniej zadzwoń.-ucałowałam ją w policzek.
Po 15 minutowych pożegnaniach wsiadłam do samochodu i odjechałam z podjazdu. Moim celem było Los Angeles. Wreszcie spotkam się z moją ukochaną żoną. Jednak... z tym mógł być mały problem. Ona kompletnie nie wie, że przyjadę. No wiecie, chce zrobić jej taką słodką niespodziankę. Mam nadzieję, że ją jakoś odnajdę w tym wielkim mieście. Jeśli nie to będę musiała dzwonić do niej, a za tym idzie wielki, ale to wielki ochrzan. Wolałabym tego uniknąć.

Po 8 godzinach jazdy zatrzymałam się przy jakimś motelu. Nie mogłam już wytrzymać, oczy mi się same zamykały, musiałam się przespać. Przy okazji kawałek dalej znajdowała się jakaś stacja benzynowa, więc jeszcze zatankowałam. Noc była spokojna, tylko łóżko strasznie niewygodne. No, ale cóż poradzić za taką cenę.
Od razu gdy się obudziłam wyruszyłam w dalszą podróż. Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszyłam, że wzięłam ze sobą moje ciemne okulary przeciwsłoneczne. Im bliżej L.A tym większy upał. Mimo wszystko do mojego upragnionego celu zostały mi mniej więcej dwa dni jazdy. Moim towarzyszem było radio w którym leciała teraz jedna z piosenek Led Zeppelin. Musielibyście mnie widzieć jak śpiewałam. Ludzie pewnie myśleli, że jestem walnięta. I mieli rację. Nie należałam do normalnych osób. Po kilkunastu godzinach postanowiłam zrobić kolejny postój na wyspanie się i zjedzenie czegoś ciepłego, a nie chipsów. Gdy położyłam się na łóżko zaczęłam rozmyślać jak to w ogóle tam będzie. Najpierw musiałam znaleźć Claudię. Później mieszkanie oraz pracę. To wszystko nie będzie takie łatwe jak mi się zdawało w Lafaytte. Jednak nie żałuję swojej decyzji. Uważam, że dobrze zrobiłam wyjeżdżając. W końcu jaką miałam przyszłość na tym zadupiu? Marną. Jeszcze przez krótką chwilę rozmyślałam o dalszej drodze, później zasnęłam.

Dotychczas moja jazda obyła się bez jakichś większych konfliktów. Żadnej policji na karku, no może dwa razy złapałam gumę. Cóż, raz udało mi się nawet wjechać w krzaki. Nie mam pojęcia jak to zrobiłam, ale to tylko pokazywało jak bardzo złym kierowcą byłam.  Nie mogę uwierzyć że nie dostałam jeszcze żadnego mandatu. Chyba z 6 albo 5 razy musiałam tankować benzynę. Jak tak dalej pójdzie to wydam na to całą forsę. Tak czy siak, warto było. Bo od Miasta Aniołów dzieliło mnie już tylko kilkadziesiąt kilometrów.
Przyznam wam, że im bardziej się zbliżałam, tym bardziej się bałam. Ba, zaczęłam mieć nawet wątpliwości. Chociaż trwały one tylko przez jakiś czas. Nareszcie po tylu latach zobaczę moja najdroższą przyjaciółkę. Jeśli się nie mylę był to największy plus tego wyjazdu. Znowu razem.

W końcu, po tylu godzinach męki dotarłam do celu. Była już 21, a podróż dała mi nieźle w kość.  Aby znaleźć jakiś motel z przyzwoitym wyglądem pokoju, oraz w miarę przystępną ceną nie musiałam daleko szukać. Stwierdziłam, że warto by było obejrzeć okolicę i przejść się po niektórych ulicach. Szybko ubrałam świeżą koszulkę z Deep Purple i podarte ciasne jeansy. Było na tyle ciepło, że nie musiałam zakładać bluzy ani ramoneski. Uczesałam jeszcze włosy i poprawiłam makijaż.
Szłam jakimiś uliczkami na których znajdowali się ćpuni, dziwki i dilerzy. Cholera, gdzie ja kurwa trafiłam?
-Kochanie, ile bierzesz?- zapytał mnie nagle jakiś mężczyzna.
-Po pierwsze, nie jestem prostytutką, a po drugie nie mów do mnie kochanie. No i po trzecie, nawet jakbym była to nie byłoby cię stać na mnie.- odszczeknęłam facetowi i poszłam dalej.

W trakcie mojej przechadzki znalazłam jakieś ogłoszenie na słupie. Ktoś chciał wynająć mieszkanie. Trzy pokoje, kuchnia i łazienka. Pierwsze co to spojrzałam na cenę. Jestem pewna, że oczy mi się zaświeciły jak u dziecka które widzi dużego lizaka. To niewiarygodne, że ktoś chciał tylko 500 dolarów miesięcznie za takie mieszkanie. Na pewno jutro sprawdzę tą ofertę, na dzisiaj miałam już dosyć. Wróciłam się do motelu i padłam na łóżko. Tym razem było wygodniejsze niż to w pierwszym miejscu.

Po śniadaniu udałam się pod adres który był na ogłoszeniu. Kurde, wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że nie miałam bladego pojęcia gdzie to jest. O drogę pytałam się chyba pięciu osób. Po czterdziestu minutach dotarłam na miejsce. Weszłam do bloku i zastukałam do drzwi.
-Kto tam?- zapytała się jakaś kobieta. Po głosie mogłam wywnioskować, że jest już w podeszłym wieku.
-Umm... ja przyszłam w sprawie wynajmu mieszkania. Znalazłam ogłoszenie na słupie i chciałabym się dowiedzieć czy jest ono nadal aktualne.- staruszka szybko wpuściła mnie do mieszkania i pokierowała do salonu.
-Oj dziecinko, oczywiście że tak. Jednak jest aktualne tylko do dzisiaj. Więc radzę ci się rozejrzeć szybko i podjąć decyzję. W ogóle panienko, jak masz na imię?
-Michelle. Przyjechałam wczoraj z Lafayette. Dlaczego nagle chce pani wynająć to mieszkanie?
-Michelle... bardzo urocze imię. Ja nazywam się Brigett Young. Jak sama widzisz, jestem już starszą osobą i chcę iść do domu starców. Tam się na pewno lepiej mną zajmą.- odpowiedziała z pogodnym uśmiechem. Wydała się całkiem sympatyczną osobą. Rozejrzałam się po wszystkich pomieszczeniach. Taka okazja nie zdarza się zawsze.
-Biorę. Tylko mam jeszcze jedno pytanie.- uśmiechnęłam się do kobiety.
-Tak słoneczko?
-Czy zabiera Pani wszystkie meble ze sobą?- spytałam nieśmiało. Wiem, miałam pieniądze na te wszystkie rzeczy. Ale wiecie, interes to interes. Pani Young znowu się uśmiechnęła.
-Nie dziecinko. Po co mi w domu starców moje meble? Bardzo przypominasz mi moją ukochaną wnuczkę, ona także ma na imię Michelle. Zostawię ci to wszystko. Jeśli masz rzeczy przy sobie możesz je teraz tutaj nawet wnieść. Ja i tak za dwie godziny już wyjeżdżam. Cieszę się, że się do mnie zgłosiłaś. – ta kobieta była jasnowidzem czy co? Skąd ona wiedziała, że wszystkie moje rzeczy znajdują się w samochodzie. Zresztą, kurwa, nad czym ja rozmyślam? Pobiegłam szybko po kartony i zaczęłam je wnosić do jednego z pokoi. Było w nim ogromne łóżko i piękna czarna szafa. Tak, zdecydowanie to będzie mój pokój. Po za tym cały dom był utrzymany w kolorach czerni i bieli.  Świetnie. Dzisiaj dopisywało mi ogromne szczęście, oby tak dalej. Zastanawiałam się tylko na jak długo. Minęło kilkanaście minut i wszystko było już załatwione. Starsza pani zaprosiła mnie do kuchni i zaczęła wypytywać mnie dlaczego tu przyjechałam, ile mam lat, jakie plany na przyszłość. Także opowiedziała trochę o sobie. Miała troje dzieci, dwóch synów i jedną córkę. Nie zajmowali się nią, jednak mówiła, że zawsze może na nich polegać i bardzo ją kochają. Tak minęły całe dwie godziny, pod blok podjechał samochód. Kobieta mocno mnie uściskała i życzyła mi powodzenia. Gdy tylko odjechała zabrałam się do rozpakowywania ubrań oraz innych gratów. Tak jak w moim starym pokoju w koło ścian powiesiłam wszystkie zdjęcia na sznurku. Zmieniłam pościel na moją starą, ciuchy powkładałam do szafy, wszystkie płyty według zespołów położyłam na półce w komodzie. Ściany były ozdobione plakatami oraz lampkami. Praktycznie wszystko było już zrobione dzięki temu, że Brigett pozostawiła mi wszystko co posiadała. Jeju, byłam taka szczęśliwa. Na razie wszystko zaczyna mi się układać. Mam nadzieję, że nie jest to tylko czasowe. Pod wieczór uznałam, że wypadałoby się przedstawić nowym sąsiadom.  No wiecie, takie dobre pierwsze wrażenie. Później znowu pochodzę po mieście i poszukam Claudii. Ubrałam bluzkę z podobizną Hendrixa, skórzane spodnie oraz ramoneskę. Usta wymalowałam czerwoną szminką co dawało fajny efekt, bo akurat tą część ciała miałam po mamie. A jej wargi były pełne i śliczne. Szybko zrobiłam kreski i przejechałam jeszcze kilka razy tuszem po rzęsach. Ubrałam glany. „No to, teraz musisz się ładnie przedstawić i tyle” pomyślałam. Zapukałam do mieszkania naprzeciwko.  Przez drzwi było słychać głośną muzykę i śmiechy. Hah, raczej stara babcia tam nie mieszkała.

Gdy tylko zobaczyłam osobę stojącą w drzwiach od razu na moich policzkach pojawiły się łzy. Rzuciłam się na nią i zaczęłam ją mocno ściskać. Nie mogłam uwierzyć, ze moją sąsiadką jest moja ukochana żoneczka! Usłyszałam szloch dziewczyny.
-Michelle... co ty tu robisz?- powiedziała przez łzy Claudia, jednak w jej głosie nie było smutku lecz dużo radości.
-No jak to co? Przyjechałam do ciebie, a dokładnie to mieszkam naprzeciwko.- nadal nie mogłyśmy się od siebie oderwać.
-Jak to kurwa mieszkasz naprzeciwko? W ogóle dziewczyno, czemu mi nic nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz?! Czekałabym z transparentem gdzieś przy drodze!
-Chciałam ci zrobić niespodziankę.
-Claudia, kto tam jest?!- usłyszałam jakiś męski głos, który dobiegał z pokoju.
-Ktoś, kogo tak bardzo chciałeś poznać Hudson!- krzyknęła i pociągnęła mnie za rękę do salonu. Na kanapie siedział dość niski blondyn i mulat w loczkach, które pokrywały mu całą twarz. Odgarnął je i spojrzał na mnie. Po chwili na jego twarzy zagościł uśmiech i podszedł do mnie.
-Więc to ty jesteś tą wspaniałą Michelle, tak? Jestem Saul Hudson, ale mów mi Slash, a ten na kanapie z wielkim bananem na twarzy to Steven Adler.- przedstawił się chłopak. Z tego co poczułam mogłam wywnioskować, że już sobie popili.
-Cześć!- pomachał do mnie z entuzjazmem Adler.
-Hej. Tak to ja, słyszałam od Claudii, że bardzo ci zależało na tym żeby mnie poznać.- uśmiechnęłam się przyjaźnie do chłopaka, a drugiemu odmachałam.
-Tyle o tobie opowiadała, że musiałem cię w końcu spotkać.- spojrzałam na moja przyjaciółkę, jednak ta tylko podniosła ręce w obronnym geście. Chłopak objął mnie ramieniem i zaprowadził do kanapy na której usiedliśmy. Saul wypytywał mnie dosłownie o wszystko, a ja odpowiadałam jakbym była na przesłuchaniu. Po raz pierwszy od dłuższego czasu szczerze się śmiałam i dobrze bawiłam. Nagle do domu weszła jakaś dziewczyna o kruczo-czarnych włosach. To pewnie była Monica. Spojrzała na mnie tak, jakby znała mnie na wylot. Przedstawiła się i poszła do kuchni obgadać coś z Claudią. Po chwili obie wyszły i popatrzyły w moją stronę.
-Michelle, mamy z Monicą małą propozycję.- odezwała się moja przyjaciółka.
-No wal.
-Co ty na to, żebyś zamieszkała z Claudią tutaj, a ja pójdę do twojego mieszkania i znajdę jakąś współlokatorkę? Nie wiem jak i skąd, ale ta mała łajza już od dłuższego czasu przeczuwała, że możesz się zjawić i wtedy chciałaby zamieszkać z Tobą. Oczywiście nie mam jej tego za złe. - wtrąciła się szatynka i poczochrała dziewczynę po włosach. Claudia tylko zrobiła niewinną minkę i zaczęła się śmiać pod nosem.
-Serio?! To jest genialny pomysł. Przecież zawsze chciałyśmy razem mieszkać! - wręcz kipiałam radością, mówię wam. - Ja nie mam nic przeciwko, ale chcę łóżko oraz szafę z tamtego mieszkania tutaj.- zwróciłam się po chwili do dziewczyn.
-No to załatwione. Ja także zabieram wszystko co moje z pokoju i robimy przeprowadzkę. Teraz. Slash pomożesz przenieść nam meble.- rozkazała Monica.
-Co?! Dlaczego ja?!- chłopak zaczął nagle protestować.
-Saul... tak bardzo chciałeś mnie poznać. Zrób to dla mnie.- widziałam że chłopak zmięknął, a moja żoneczka dostała napadu śmiechu i żartowała, że mój urok osobisty działa na każdego.
Jeśli chodzi o nasz wygląd zewnętrzny dużo się nie zmieniłyśmy. Ja schudłam oraz wydoroślała mi twarz, tak samo Claudia. Nadal byłyśmy równego wzrostu. Jednak ona zrobiła sobie tatuaże, a ja kilka dodatkowych kolczyków.

Przyjaciółka zauważyła, że nadal noszę naszyjnik od matki oraz bransoletkę z nutkami. W końcu wybierał ją Izzy, a nie on. Naszyjnik od rudego miałam głęboko schowany w ciuchach w nowej szafie. Mulat zerwał się z siedzenia i wszyscy poszliśmy do mojego mieszkania. Prawie leżałyśmy na ziemi ze śmiechu gdy Steven z Slashem zabierali się za podniesienie łóżka. Po pewnym czasie odnieśli sukces i znajdowało się ono już w moim kolejnym nowym pokoju. Szybko wzięłam wszystkie ciuchy z szafy, książki, plakaty , zdjęcia i płyty. No i lampki. Wpakowałam to wszystko byle jak do kartonów i zaniosłam je do mieszkania naprzeciwko.  Tak jak zostały przeniesione moje rzeczy tak też się stało z rzeczami Monici. Byłam bardzo zadowolona z tego pomysłu. Od dawna chciałam mieszkać razem z Claudią, plus pokój był prawie identyczny jak ten mój w Lafaytte, ponieważ ściany były czerwono- czarne. Powtórzyłam wszystkie czynności które dzisiaj już wykonałam by ogarnąć pokój i cała nasza piątka usiadła zmęczona na kanapie.
-I jak, podoba ci się?- zapytała dziewczyna.
-Jest zajebiście, nie da się tego nawet opisać. Jesteś genialna, że wpadłaś na ten pomysł.
-Się wie. Tylko teraz znaleźć jakąś laskę co by ze mną mieszkała.-odpowiedziała zamyślona.
Wtedy do głowy przyszła mi tylko jedna myśl.
-Ej... bo ja tu mam kumpelę, którą jeszcze poznałam na tym naszym starym zadupiu. Nazywa się Veronica. Z tego co pamiętam z naszej ostatniej rozmowy szukała właśnie jakiegoś miejsca na stałe. A gadałam z nią 7 czy 8 dni temu. Jak chcesz to mogę do niej zadzwonić.
-Na co ty jeszcze czekasz? Dzwoń do niej i to pędem!- jak na zawołanie wstałam i wybrałam szybko numer do koleżanki. Po trzech sygnałach odebrała.
-Słucham?
-No hej, tu Michie. Słuchaj, jest sprawa. Pamiętasz jak mi się żaliłaś, że nie masz gdzie mieszkać w L.A?- zapytałam z nadzieją. Czułam jak wszyscy gapią mi się na plecy, no oprócz chłopaków, których wzrok lądował niżej.
-No pamiętam . A co?
-No bo właśnie siedzę sobie w Los Angeles i koleżanka mojej przyjaciółki szuka współlokatorki, gdyż zamieniłyśmy się miejscami i ja mieszkam z Claudią, naprzeciwko.
-Pierdolisz! Z nieba mi spadłaś dziewczyno. Jasne, że biorę waszą ofertę, a tym bardziej, że niedaleko bym miała ciebie. Dawaj adres i za moment jestem.- zawołała wesołym głosem. Podyktowałam jej nazwę ulicy oraz numer mieszkania. Nie minęło 20 minut gdy nagle usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Blondynka rzuciła się na mnie, ściskając mocno i całując w policzki.  Wyjaśniłyśmy jej całą sytuację po czym stwierdziła, że jesteśmy jej aniołami i przyjmie każdą propozycję, a tym bardziej od nas. Monica wraz z Verą złapały naprawdę bardzo dobry kontakt. Jakby się znały od kilku lat. Moja koleżanka zapytała mnie czy miałam jakiś kontakt z chłopakami. Pokręciłam przecząco głową i spuściłam wzrok. Mimo upływu czasu, miałam ochotę się rozpłakać. Byli tu wszyscy tylko nie oni. Szybko chwyciłam za paczkę czerwonych Marlboro i zapaliłam jednego papierosa. Czułam jak cały smutek ode mnie odchodzi.  Przez następne godziny wszyscy się śmialiśmy z głupich żartów Popcorna, piliśmy jakiś alkohol. Przyznam, że bardzo polubiłam Slasha i całkiem dobrze mi się z nim gadało. Dowiedziałam się od Claudii, że taki śmiały robi się dopiero po procentach, jednak w zupełności mi to nie przeszkadzało. Myślałam też o tym, jak wszystko się ze sobą zgrało. Najpierw oferta mieszkania, potem Claudia naprzeciwko, Veronica. Było wręcz zbyt idealnie. Przegoniłam jednak te myśli, bo od razu zaczęłabym wydziwiać. I najważniejsze. W końcu po dwóch latach rozłąki ja i moja przyjaciółka znów mamy siebie nawzajem.

***

Kilka dni później
Przez cały czas od przyjazdu do Los Angeles nie znalazłam jeszcze pracy, ale nie poddawałam się i szukałam dalej. Jak na razie miałam jeszcze pieniądze które dał mi ojciec i spokojnie starczy mi to na co najmniej dwa miesiące. Tata zresztą sam powiedział, że będzie mi jeszcze przesyłał kasę. Tylko ja chciałam jak najszybciej się usamodzielnić i nie zawracać mu dupy. Jak zawsze w salonie siedzieli nasi koledzy i oglądali telewizję.
-Słoneczko, bo jest taka sprawa, że może tu dzisiaj przyjść taki jeden koleś. Wiesz, że szukamy ludzi do naszego zespołu, a że najwięcej czasu spędzamy u was no to podaliśmy mu wasz adres.- oznajmił Claudii mulat, gdy ja przygotowywałam coś do jedzenia.
-Hudson, jak mi się tu zbierze jakaś grupka ćpunów lub dziwek to masz wpierdol. I nie myśl, że Michelle cię obroni. – zaśmiała się moja przyjaciółka, która próbowała wyjść na groźną, lecz niespecjalnie jej to wyszło.
-Kochanie, pomóc ci w tej kuchni?!- krzyknął bardzo wesoły Steven.
-Nie mów tak do mnie! I nie, daje sobie świetnie radę.
Nagle wszyscy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-To pewnie ten koleś.- odezwał się Saul.
Claudia poszła otworzyć. Przez długi czas nic się nie działo, dlatego też wyjrzałam z kuchni. Dziewczyna stała z taką miną jakby zobaczyła ducha, natomiast w drzwiach stał bardzo zdziwiony wysoki blondyn.

2 komentarze:

  1. JAKI ZAJEBISTY ROZDZIAŁ, KOŃCÓWKA MNIE ROZPIERDOLIŁA TERAZ POZOSTAJE TYLKO CZEKAĆ NA KOLEJNY !

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Czekam na dalszy rozwój akcji :D I ogólnie świetnie piszecie.

    OdpowiedzUsuń